7. 20-11-2011, Hue - Hoi An

pierwszy poranek tej wycieczki, kiedy rano nie trzeba było wstawać wcześniej niż słońce. LUBIĘ TO! ;)
Hotel w Hue był tani, ale jako jedyny nie serwował śniadań. To nawet dobrze, bo mogliśmy jeszcze raz udać się na posiłek do Nina's Cafe.
Nasz hotelik z zewnątrz. Uliczka była tak wąska, że nie dało się lepiej zrobić zdjęcia


 Z hotelu w lewo i od razu w prawo i jest Nina's Cafe

knajpka wewnątrz

i jeszcze fotka lepiej pokazująca, na czym polega kawa po wietnamsku

i jeszcze raz kawa i cocktail arbuzowy :)

Na śniadanko zamawiam niby tradycyjne ciastko wietnamskie. Po prostu omlet, wypełniony krewetkami i warzywkami. Kroi się go po kawałku i razem z warzywami i kiełkami zawija w papierze ryżowym. i sosik oczywiście.

a to domek dla duchów na zapleczu restauracji. Domków dla duchów, podobnie jak w Tajlandii i na Sri Lance, jest tutaj pod dostatkiem.

Zanim wyjedziemy z Hue, mamy jeszcze przed sobą jeden, bardzo ważny punkt programu. Cytadela w Hue. Bierzemy taxi, za które płacimy 18tys. dongów. Ceny taksówek są w całym Wietnamie zbliżone do siebie i wynoszą 12,5 - 14 tys. dongów za kilometr. Tu jest 14 tys za km plus 10 tys. za "trzaśnięcie drzwiami". We wszystkich korporacyjnych taksówkach są taksometry więc nie ma co się obawiać, że Was skręca na cenie.
Ale wracam do Cytadeli, która jako jedna z trzech atrakcji w Wietnamie wpisana jest na listę dziedzictwa kulturowego dziedzictwa UNESCO.
Cesarska Cytadela to dawna siedziba władców Hue, duży kompleks budynków z pałacem cesarskim, zakazanym miastem, murami, bramami, świątyniami, sklepami, muzami i galeriami. Budowę ogromnej twierdzy-pałacu rozpoczął Gia Long – pierwszy cesarz z dynastii Nguyen (Nguyễn) w 1804 roku. Jego następcy kontynuowali wyposażanie i zdobienie cytadeli, aż stała się jednym z najwspanialszych dworów cesarskich Azji. Zajmowała powierzchnię ponad pięciu kilometrów kwadratowych, z labiryntem wewnętrznych dziedzińców i pasaży. Warta zwiedzenia i należy zarezerwować sobie na nią przynajmniej 2-3 godzinki.
A propos NGUYEN - właśnie doczytałem się, że co piąty Wietnamczyk ma nazwisko Nguyen. Tak myślałem że to coś na wzór naszych Kowalskich :)
Bilet wstępu na Cytadelę - 55 tys dongów
Wchodzimy do cytadeli poprzez Bramę Południową, położoną nad Rzeką Perfumową


Dziedziniec Ceremonii







Tak umieszczam zdjęcia nie dodając opisów, ale wiecie, że ja do zabytków to nie jestem zbyt przekonany ;)
Więc i owszem - podobały mi się, zdjęcia robiłem, ale nie przykładałem zbyt dużej wagi do tego, co to jest...



 O, bramy to mi się podobały, a było ich tam dużo...




rynna





ciekawe obrazy można było kupić na terenie cytadeli. Tylko jak to wszystko, co się podoba, przewieźć później w walizce???





Wychodzimy z Cytadeli. Na przeciwko wyjścia podziwiamy jeszcze wieżę flagową wybudowaną w 1807r. Może niepozorna, ale dla Wietnamczyków jest symbolem narodowym.



Po zwiedzaniu okazuje się, że mamy jeszcze trochę czasu do wyjazdu, więc do hotelu wracamy piechotką mimo, że co jakiś czas kropi deszcz.

Wietnamskie kapelutki. Te sprzedawane w Hue są wyjątkowe. Patrząc przez nie pod słońce widać obrazy przedstawiające historie z życia codziennego. koszt takiego kapelutka - 1USD.

Maseczki na twarz. Znakomita większość Wietnamczyków nosi je na co dzień. Chronią ich przed zanieczyszczeniem powietrza i chorobami.


Karrramba!!! ;)

Tak jak już wspominałem wcześniej. Podstawowym środkiem lokomocji są jednoślady. Głównie jeżdżą na skuterkach, a dzieci i młodzież na rowerach.




W okolicach hotelu odkrywamy jeszcze kościół katolicki, którego wcześniej nie widzieliśmy.

Docieramy do hotelu. Pozostało już niewiele czasu do odjazdu autobusu, ale jeszcze znajdujemy czas na szybkie jedzonko. Tym razem crispy noodle za 30tys dongów.

Pyszne było!!!
Łapiemy walizki i szybkim krokiem udajemy się pod biuro Sinh Tourist, skąd mamy odjechać autobusem do Hoi An. Nie będzie to zwykły autobus. Będzie to dość popularny w Wietnamie sleeping bus. Po prostu autobus z miejscami do leżenia.
Koszt przejazdu takim autokarem to 4 dolary (ok. 4 godziny jazdy).
Przy wejściu do autokaru należy zdjąć buty i umieścić je w woreczku, jaki otrzymujemy od kierowcy.

bardzo fajna sprawa taki autobus. Nawet dla takiego kolosa, jak ja...




a to autobus z zewnątrz

Niestety podczas całej podróży mocno lało. Zostaliśmy przez to pozbawieni pięknych ponoć widoków, jakie mieliśmy po drodze. Jak to napisał Rafał, "Po drodze z przełęczy Hai Van będą roztaczały się niesamowite widoki na Pacyfik". Może i tak, ale nie dla nas....

Późnym wieczorem Dojeżdżamy do Hoi An.
Jest to druga atrakcja wpisana na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Taksówką za jakieś grosze dojeżdżamy do Hotelu Hai Au 2*.
O! I tu poprawka. Agata przypomina, że po dojechaniu do Hoi An Pracownicy biura zadzwonili do naszego hotelu, który za chwilę przysłał taksówkę na ich koszt. Pięknie z ich strony.
Z kolei plus dla biura Sinh Tourist, że sami zaproponowali nam, że jutro odbiorą nas spod hotelu na planowaną wycieczkę.  
OK, ale nasz hotel. Koszt pokoju dwuosobowego ze śniadaniem za dobę to 35 dolarów. Będziemy tu dwie noce. 
Mimo, że hotel jest dwugwiazdkowy to jesteśmy bardzo mile zaskoczeni. Full wypas. Łabądki na łóżkach, płatki róż, we flakonach świeże goździki. Komputer z internetem w pokojach. Miodzio.



W tym hotelu zapomniałem moją ulubioną łyżeczkę. Jak nic będzie trzeba tam wrócić ;)
Albo jeśli ktoś z Was będzie pamiętajcie żeby mi ją przywieźć ;)
Mimo że jest późno, ruszamy jeszcze na spacerek po mieście.
Stacja benzynowa :) I tak lepsza niż w Kambodży. Tam benzynę sprzedają w litrowych butelkach po pepsi.

Bardzo pyszny owoc - longan. Tu w Hoi An spróbowałem go po raz pierwszy. Później jadłem je już przy każdej okazji. Podobnie jak sajgonki :)


To nie ja poprosiłem o zdjęcie z nimi, tylko one chciały sfotografować się ze mną :)

Hoi An to miasteczko lampionów. Wiszą wszędzie.



Most japoński





Szybkie piwko na dobranoc i wracamy do hotelu. Jutro nie pośpimy, bo znowu gdzieś jedziemy. Ale o tym wkrótce.