20. 01/02-12-2011, Sajgon - Paryż - Warszawa - Łukta

To już naprawdę ostatni dzień wakacji :(
Pospaliśmy dłużej, odsypialiśmy trudy wczorajszej podróży i staraliśmy się już na zapas pospać przed powrotem do Polski.
Jeszcze wczoraj wieczorem załatwiliśmy sobie przedłużenie doby w jednym z pokojów. Zapłaciliśmy za to połowę normalnej ceny za jeden pokój, czyli 30 USD. Polecam takie rozwiązanie wszystkim tym, którym doba hotelowa kończy się o 12.00, a wylot mają w godzinach wieczornych. Pozwala to na spokojne dopakowanie się, mały odpoczynek, kąpiel i przebranie w cywilizowanych warunkach.
Na śniadanie zeszliśmy ok. 9:30. I tu mała wpadka hotelu. Bo mimo że jedzenie było bardzo dobre to musieliśmy się spieszyć z nakładaniem go na talerze, bo ok. 9:40 Panie zaczęły już sprzątać szwedzki stół.
Po dziesiątej znieśliśmy nasze bagaże do jednego pokoju i opuściliśmy hotel.
Wcześniej już wiedzieliśmy, że jeżeli chcemy obejrzeć od wewnątrz katedrę Notre Dame, to musimy tam być przed 11:00. W godzinach 11:00 - 14:00 kościół jest zamknięty. Jako że czasu było niewiele, złapaliśmy taxi. Kolejna taksówka, w której dogadanie się po angielsku nie było łatwe. Ale od czego są ręce i plany miast rozdawane w hotelach :)
Nie pamiętam ile za taxi zapłaciliśmy, ale były to jakieś grosze, bo odległość z hotelu do katedry wbrew pozorom nie była zbyt duża. Generalnie polecam hotele w tej samej okolicy co nasz, bo łatwo z tego miejsca dotrzeć do wszystkich ważniejszych miejsc w Sajgonie.
Udało się, w katedrze jesteśmy przed jedenastą.
Jak gdzieś wyczytałem, Katedra Notre Dame wybudowana została w latach 1877-1883 przez Francuzów z cegły sprowadzonej z Marsylii i ozdobiona witrażami z Chartres. Dawniej można było ją zwiedzać tylko podczas niedzielnych nabożeństw odprawianych po angielsku i wietnamsku, teraz jest otwarta dla zwiedzających dwa razy dziennie po kilka godzin.


W katedrze czci się cudowną figurę matki Boskiej, która płakała krwawymi łzami. Nie wiem kiedy to miało miejsce. Wiem natomiast, że Kościół oficjalnie nie uznał tego cudu. Gdy byliśmy tu wieczorem jakieś 5 dni temu przed figurą na zewnątrz modliły się tłumy ludzi. Dziś jest spokojnie, pusto. Fajnie...

Dość ciekawe są te neonowe podświetlenia figur świętych. Co kraj to obyczaj...

Opisując pierwszy dzień w Hanoi wspominałem o sesjach zdjęciowych par młodych. Tu w Sajgonie też to zjawisko występuje. Jest czwartek, a my na placu pomiędzy katedrą a pocztą spotykamy kilka par młodych. Każda ze swoim fotografem i asystentem...




Tuż obok katedry budynek poczty głównej. Wciąż działającej poczty... Poczta została wybudowana w latach 1886-1891. Nie znam żadnych historii związanych z tą pocztą ale warto ją odwiedzić, gdyż jest to pięknie odrestaurowany budynek.

 Wnętrze poczty. W głębi widać ogromny portret "Wujka Ho"

 Młodzież pewnie nie pamięta, ale kiedyś na polskich pocztach też mieliśmy rozmównice. Te w Sajgonie częściowo zostały przerobione na bankomaty, ale część nadal służy do prowadzenia rozmów.

Gmach Opery, lub jak kto woli Teatr Miejski został wniesiony na przełomie XIX i XX wieku. Na trzykondygnacyjnej widowni może zasiąść 1800 osób. Obecnie mało kiedy coś się tam dzieje. Ale z tego co wiem całkiem niedawno, bo 11 listopada, odbył się tam koncert Jarosława Śmietany.

Ratusz Miejski. Zbudowany chyba w 1901, przed budynkiem pomnik jakiegoś bohatera narodowego.
Przepraszam, nie przygotowałem się...

Po lewej stronie zdjęcia widać ratusz, a tuż obok budynek zdewastowany i zaraz jakiś drapacz chmur. No może nie drapacz, ale wieżowiec. Właśnie takie budynki jak ten z drzewami na dachu mają być wyburzane tworząc place budowy pod wysokie budynki. Szkoda...

Przewodów elektrycznych jest dużo więc i chyba często je trzeba rozplątywać ;)

Pałac Niepodległości obejrzany tylko z zewnątrz. Bo nie chciało nam się czekać na otwarcie o godzinie 13.00.


Muzeum Wojny

Xá Lợi Pagoda - prawdopodobnie największa pagoda w Sajgonie, chociaż nie wygląda na dużą.

Park. Moim zdaniem jest to Tao Dan Park, chociaż nasze zeznania w tej sprawie się różnią ;)







Później były zakupy, a raczej łażenie po Ben Thanh Market. Bo nie przypominam sobie, żeby ktoś z nas coś kupił... Ja chciałem sobie kupić skuterek, ale do walizki by nie wszedł ;)





Ok. godz. 17.00 ruszyliśmy w stronę hotelu. Idąc przez Park 23/9 (taka nazwa) obserwowaliśmy lekcje WF. Niestety nie udało nam się nigdzie dopaść ludzi ćwiczących tai chi. jak nic trzeba będzie pojechać jeszcze raz ;)


W okolicach hotelu "ostatnia wieczerza". Sajgonki, piwo Sajgon i wietnamska kawa. Tak, żeby tradycyjnie było...

I na dopchanie się coś na wzór sajgonek, ale na surowo. Warzywa i krewetki w papierze ryżowym. W tle Agaty naleśnik z banami :)

W hotelu - zgodnie z planem dopakowaliśmy się, prysznic, przebieranko i na lotnisko taksówką złapaną przed hotelem.
Na lotnisku zrobiłem jeszcze zdjęcie japońskiej wycieczce. Nie wiem co oni robili. Wpadli na terminal, wszyscy otworzyli walizki i... Pakowali się? Rozpakowywali? Przepakowywali? Robili to tak szybko, że moje synapsy nie nadążały za ich ruchami. Ale wyglądało to zabawnie.

Nasz lot powrotny wyglądał następująco. Skoro na początku wkleiłem bilet to robię to też teraz...



VIETNAM AIRLINES - VN 101

THU 01DEC      HO CHI MINH CITY VN PARIS FR               2250     0630

               TAN SON NH          CHARLES DE GAULLE               02DEC

NON STOP       TERMINAL 2          TERMINAL 2E            DURATION 13:40

               RESERVATION CONFIRMED- T ECONOMY

               ON BOARD: DINNER/BREAKFAST

               EQUIPMENT:BOEING 777-200/300





LOT POLISH AIRLINES - LO 332

FRI 02DEC      PARIS FR            WARSAW PL              1200     1420

               CHARLES DE GAULLE   F.CHOPIN

NON STOP       TERMINAL 1          TERMINAL A             DURATION 2:20

                                                        NON SMOKING

               RESERVATION CONFIRMED- S ECONOMY

               ON BOARD: SNACK

               EQUIPMENT:EMBRAER 175


13 godzin i 40 minut z Sajgonu do Paryża, w Paryżu na lotnisku 5 godzin i 2,2 do Warszawy. Wszystko zgodnie z planem. Widok Pałacu Kultury i Nauki z jednej strony ucieszył po tak długiej podróży. Z drugiej jednak pozbawił złudzeń, że wakacje jeszcze trwają...


W Warszawie, zgodnie z zaleceniami Rafała z Amazing Travel:
Uściski, całusy itd.
Później musiałem dojechać do mojego samochodu i "już" ok. 20:00 byłem w moim przytulnym domku na Mazurach... Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej :)
Teraz pozostało już tylko oglądanie zdjęć, wspominanie i popijanie wietnamskiej kawki...

Jak to powiedział kiedyś pewien wieszcz, "koniec i bomba, a kto czytał ten trąba" ;)

Nie, nie. Żartuję oczywiście. Dumny jestem z Was, że dotarliście razem ze mną do końca moich wspomnień. I dziękuję za wszystkie dobre słowa :) Za te niedobre też dziękuję, należy uczyć się całe życie...
Ja cieszę się natomiast, że w końcu przysiadłem do tego bloga. Bo dzięki temu też sobie wszystko w głowie poukładałem.

Jeśli pozwolicie mi trochę odetchnąć, obiecuję jeszcze kolejne posty.
Z filmikami, o ile mi się uda załadować je na youtube oraz z ewentualnymi uzupełnieniami.

Tymczasem dziękuję za uwagę :)

19. 30-11-2011, Siem Reap - Phnom Penh - Ho Chi Minh

I to praktycznie już koniec wakacji.
Najważniejsze co mieliśmy zobaczyć już zobaczyliśmy. No OK, jeszcze jutro pochodzimy po Sajgonie.
Ale dziś bardzo ciężki dzień nas czeka. Wracamy do Wietnamu.

Rozkład jazdy autobusów na dzisiaj plus ceny biletów:
6:30 Siem Reap - Phnom Penh 13:00 (5USD)
13:30 Phnom Penh - 19:00 Ho Chi Minh (10USD)
Do dziś nie wiem, dlaczego autobus z Siem do Phnom jest o 2USD tańszy niż w przeciwnym kierunku....
Więc wyjazd o godzinie 6:30, na przystanku tradycyjnie należy być o pół godziny wcześniej. Tuk tuka umówiliśmy więc na 5:50 w związku z czym.... noc krótka była.
Zaopatrzeni w breakfast box'y dojeżdżamy na przystanek, śniadanko jemy na walizkach przy autobusie i jak zwykle punktualnie wyjeżdżamy. Historia podobna jak podczas jazdy DO Siem - ludzie wsiadają i wysiadają. Jakieś dziecko przed nami puszcza co chwilę pawika (przepraszam), ale generalnie fajnie jest. Tylko nudno trochę...
Więc jak nudno to pstrykam - trochę bez sensu - zdjęcia. Głównie z okna autobusu. Dziś więc dzień z niewieloma komentarzami za to ze zdjęciami wątpliwej jakości. Za to pokazującymi bardziej prawdziwą Kambodżę niż ta, którą widzieliśmy w miastach.
Na szczęście szyby autokaru były dość czyste...
Tzn. Przez pierwsze mniej więcej dwie godziny jazdy głównie śpimy. Zdjęcia zaczynam robić dopiero na krótkim postoju, w tym samym miejscu co kilka dni temu....





Jack fruit w warunkach naturalnych...




Na postoju kupiliśmy sobie bardzo fajnie ciasteczka. Po dolarze za opakowanie. Smaczne...


Do Phnom Penh dojechaliśmy przed czasem. Dzięki temu mogliśmy sobie coś zjeść w barze przy naszym przystanku. Zdjęcie tylko piwka, bo nie pamiętam, czy takie już wcześniej fotografowałem....

O 13:30 jesteśmy w kolejnym autobusie i jedziemy w kierunku granicy. Teraz już jestem wyspany całkowicie więc i zdjęć jeszcze więcej.
Na szczęście w autobusie jest niewiele osób więc możemy sobie pozwolić na zajęcie po dwa miejsca.
Na początek trochę ujęć z ulic Phnom Penh, później już "tereny zielone"...




Zwracaliście już uwagę na przewody elektryczne? Ale to chyba standard w Azji....

Sklep z buddami


A tu fabryka buddy...

Po drodze mijamy dużo domów na palach. Domy stoją na terenach zalewowych więc budowanie takich domów to jedyna możliwość, by wstać z łóżka suchą nogą ;)
Żałuję bardzo, że do takiej wioski się nie wybraliśmy. Ponoć jest możliwość odwiedzenia wiosek na palach podczas pobytu w Siem Reap. Na to też czasu nie wystarczyło. Pozostają więc zdjęcia przez szybę autobusu.


W oczekiwaniu na prom. Podobnie jak po przeciwnej stronie rzeki, tu też jest cała masa ludzi sprzedających wszystko co się da.

Doczytałem coś, o czym wcześniej nie wiedziałem.... Prom znajduje się w miejscowości Phumi Banam i leży w ciągu autostrady narodowej nr 1. Jesli to była autostrada to mam do Nas Polaków przesłanie - nie narzekajmy na nasze autostrady :)))))))




Handel kwitnie nie tylko na brzegu, ale również na promie. Ale już o tym pisałem....












 Przejście graniczne. Tym razem nie było tak łatwo jak przy wjeździe do Kambodży. Kontrola dużo dokładniejsza - z prześwietlaniem bagaży, a w moim przypadku nawet z trzepaniem mojej walizki. Panią zaniepokoiły moje filterki do kawy i koniecznie musiała je obejrzeć ;)

Do Sajgonu dojechaliśmy strasznie umęczeni. Zwłaszcza ja. Ponad 12 godzin w autobusie przy mojej długości nóg musiało dać się we znaki... Zakwaterowaliśmy się w tym samym hotelu co cztery dni temu, czyli w Vien Dong Hotel 3*. Chwila odpoczynku i wyszliśmy do miasta z planem dokonania ostatnich zakupów. Chyba za bardzo byliśmy zmęczeni, bo połaziliśmy trochę w okolicy, ja zjadłem jakąś miejscową kanapkę w KFC, później kolacja w ulicznej knajpce, w której nie za bardzo wiedzieliśmy co zamówić i powrót do hotelu.

Sam nie wiem, ale nastrój był jakiś kijowaty.
Czy to zmęczenie?
Czy żal, że to już koniec wakacji? Hm....
W hotelu herbata, piwo, ostatnie wieczorne pogaduchy i spanie.
Dobranoc