17. 29-11-2011, Angor - Preah Khan, Ta Prohm

I tak to w poprzednim wątku wyszliśmy z Bayon.
Jest jeszcze przed godziną 12.00, a my już zmęczeni jak byśmy ze 3 dni po tych "ruinach" chodzili...
Na szczęście kupione na straganach zimna cola i woda mineralna szybko stawiają na nogi.
Nasz Pan Tuk tuk jak zwykle pojawia się w najbardziej oczekiwanym momencie, zakłada swój różowy kask i jedziemy dalej.
Z Bayon do Preah Khan, czyli kolejnej świątyni na naszej mapie jest niedaleko.
Jedziemy przez dżunglę.

W pewnym momencie mam wrażenie, że nasz tuk tuk zaczyna się psuć. Wokół rozlega się bardzo męczący, jednolity dźwięk o wysokich tonach. Tak jakby piszczenie urywającego się koła. Nasz Pan Tuk Tuk mówi że spoko, że wszystko OK. No to OK.
Dojeżdżamy do Świątyni. Sprawdzanie biletów i idziemy. Po drodze można kupić malowane na płótnie, wypukłe obrazy w cenie 3USD za sztukę. Piękne są. Ale znowu myśląc o mojej walizce rezygnuję z zakupu. I jak w innych przypadkach teraz żałuję. Pięknie by mi coś takiego pasowało w korytarzu na piętrze ;)

Wejście do Preah Khan


Każda kolejna świątynia podoba mi się bardziej niż poprzednia. Za przebywaniem w tej przemawia fakt, że prawie nie ma tu ludzi. Spokojnie można robić sobie zdjęcia bez obawy, że ktoś Ci wejdzie w kadr.






 Wrastające korzenie. Z każda świątynią coraz bardziej imponujące...


W pewnym momencie słyszę znowu psującego się tuk tuka... Ale zaraz! Przecież tu nie ma tuk tuka! Dźwięk "psującego się koła" jest to słabszy to silniejszy, ale trwa cały czas. Zaczynamy prowadzić prywatne śledztwo i już widzimy, że przyczyną tego dźwięku są małe świerszcze. Pojedyncze sztuki, które robią tyle hałasu co całe stado polskich koników polnych.
A to ten dźwięk:

Wychodzi na to, że po raz pierwszy udało mi się wkleić filmik. Wcześniej mi się nie udawało. Ale żeby nie uzupełniać już poprzednich postów zrobię tak. Po zakończeniu pisania bloga dodam jeszcze jednego posta, w którym umieszczę różne filmiki z całego wyjazdu... A skoro się udało to jeszcze jeden filmik.
Słyszycie? To tylko kilkadziesiąt sekund. A wyobrażacie sobie taki hałas przez cały dzień? Z jednej strony może doprowadzić do rozstroju żołądka ale z drugiej - w tej scenerii - daje niesamowite wrażenie! Ten dźwięk przy jednoczesnym braku odgłosów ludzi i cywilizacji...

Za budynkami świątyni bezpośrednio się wchodzi do dżungli, wspomniany dźwięk jeszcze bardziej się wzmaga a widoki wprawiają w osłupienie.






Ten korzeń ma swoją nazwę - chyba Trąba Słonia...




Zwiedzanie Preah Khan zajmuje nam niespełna godzinę i w końcu kierujemy się do świątyni, na którą czekałem najbardziej. Jest to Ta Prohm. Po drodze jednak zatrzymujemy się na krótkie WC, do którego przechodzi się takim fajnym mostkiem.

W łazience zaskakuje mnie znak umieszczony nad pisuarem. Komentarz chyba niepotrzebny :) Człowiek całe życie się uczy...


Do Ta Prohm jedzie się dość długo. Jakieś 20 minut.
Więc zanim dojedziemy ;) - poopowiadam trochę o tej świątyni.
Ta Prohm była kiedyś potężnym klasztorem. Zbudowany został w XIII wieku i był największą budowlą okresu Angkorskiego. Przy jej budowie pracowało niemal 80 tys. robotników. Wielu z nich tej ciężkiej pracy nie przeżyło i pozostali już tam na zawsze. Przez setki lat w mury tej świątyni wrosły ogromne drzewa. Gdy pozostałe świątynie Angkor były oczyszczane z tego co zrobiła dżungla, Ta Prohm zostało w takim stanie w jakim zastali je pierwsi Europejczycy w 1860 roku.
Niektóre części świątyni są w tak złym stanie, że zostały wyłączone ze zwiedzania ze względu na możliwość zawalenia. Jednakże za sprawą tych korzeni całość wygląda naprawdę dobrze! Kręcono tu m.in drugą część Indiany Jonesa i Tomb Raidera.
Nie wyobrażam sobie, by będąc w Angkor pomiąć tę świątynię. Dlatego jeżeli tam będziecie musicie ją KONIECZNIE umieścić w swoich planach.
O! Jak się gada to czas szybciej leci ;) Zapewne nikt nie zauważył, że jesteśmy już w Ta Prohm ;p
Z góry przepraszam za ilość zdjęć z tej świątyni, ale naprawdę miałem problem z wyborem najbardziej interesujących.







Niby nic... Ale jak sobie wyobrazisz jaka siła musi drzemać w słabych - wydawałoby się - korzeniach, które robią co chcą z kamieniem to uwierzcie mi - Człowiek pokornieje...



Tu nawet pajęczyny są jakieś inne...







Widzicie tego Gościa? Dobrze, że tam stoi bo dzięki temu można sobie wyobrazić jak potężne są te korzenie...

A to chyba najbardziej znane ujęcie z Angkor. Nawet wśród tych, którzy nie słyszeli o Kambodży czy o samym Angkor, ale zetknęli się gdzieś z tym obrazkiem. Mi np. kojarzy się z Indiana Jones, choć pewien nie jestem. O mały włos byśmy tam nie trafili. Mała wskazówka - idąc głównym korytarzem świątyni w pewnym momencie należy skręcić w lewo a następnie w prawo. Mniej więcej w połowie...











Grunt to się dobrze do zdjęcia ustawić. Przy następnym wyjeździe w tamte rejony nastawię się chyba głównie na robienie zdjęć turystom z Azji. Są mistrzami pozowania, a przy tym zajmuje im to cholernie dużo czasu :)




W Ta Prohm byliśmy nieco ponad godzinę. Podobnie jak w poprzednich świątyniach - biegiem. Aczkolwiek tu biegaliśmy nieco wolniej, bo warto było ;)

Tak to jest, jak Człowiek coś sobie zaplanuje. Pierwotnie miał być jeden post z Angkor, później dwa. Teraz jednak decyduję, że ostatnią naszą świątynię przeniosę do kolejnego posta. Za dużo tego jak na jeden raz ;)
Więc do zobaczenia wkrótce :)

2 komentarze:

  1. Tak to zdecydowanie chyba najbardziej magiczna świątynia!

    OdpowiedzUsuń
  2. zdjęcie w tym miejscu mamy chyba wszyscy,którzy tam zawitali...Angelina w Tomb Raider była a my co? Też możemy

    OdpowiedzUsuń