10. 23-11-2011, Phu Quoc, plażowanie

Pierwszy dzień prawdziwego wypoczynku podczas tych wakacji. Na śniadanie schodzimy dopiero po dziewiątej. W końcu wyspani. Śniadanie mile zaskakuje. Bardzo duży wybór jedzenia. Dwa bufety - europejski i miejscowy. Szans nawet nie ma, żeby wszystkiego spróbować.
Po śniadanku oczywiście plażowanie. Dzień Lenia :)

Na wodzie dwie platformy, na których można sobie poleżeć. A te dwuosobowe kajaki to powinni opatentować

Sprzęt pływający dostępny bezpłatnie. Po prostu należy odwiązać sobie interesujący Cię "pojazd" od bojki i pływać do woli

Plaża przy hotelu dość wąska. Leżaków dość dużo. Rosjanie mają w zwyczaju przychodzić rano, rzucać ręcznik na leżak i nie pojawiać się później przez cały dzień. Bez sensu trochę, bo mimo że na plażę codziennie przychodziliśmy o różnych godzinach zawsze udało się nam znaleźć jakieś wolne leżaki w ilości cztery pod rząd :)
Zejście do wody po betonowych schodkach. Początkowo trochę się nam to nie podoba, ale bardzo szybko przestaje przeszkadzać. Wakacje są, nie ma co narzekać :)

Wariacje na temat kapelusza ;)


Jeszcze a propos Rosjan. W całym Wietnamie nie widzieliśmy ich chyba nigdzie. Tu na wyspie to dominująca nacja. Ale tak to już chyba z nimi jest, że raczej leżą niż zwiedzają...

Ratownik. Nie wiem po co mu ta maseczka w takim miejscu ale niech mu będzie...



Pozowanko Koleżanek :)

Plaża od strony morza


A co! Panisko nawet w wodzie powinno być w kapeluszu! ;)


Na plaży można skorzystać z masaży. Ceny - podobnie jak jedzenia - z kosmosu. Z tego co pamiętam coś około 30 dolarów. Może się mylę. W Kambodży za godzinny masaż płaci się 5-6 dolarów.

plaża przy sąsiednim hotelu


 I tak upłynął dzień. Przerwany tylko posiłkiem. Nie, nie w hotelowej restauracji. Tym razem zupka wietnamska (noodle) w pokoju.
Zachód słońca podziwiamy tym razem na plażowych leżaczkach. Pięknie jest. Chociaż najładniejszy zachód słońca będzie jutro. Więc dziś tylko kilka zdjęć dla zasady...






Później krótki odpoczynek w pokoju i spacer na nocny market do naszej ulubionej "jadłodajni", gdzie m. in. - poza sajgonkami oczywiście - wypijam wietnamską kawkę.

Później powrót do hotelu, po drodze zakup piwka, leżakowanie na plaży i spać...
Chciałoby się powiedzieć: "dzień jak co dzień"...
Do jutra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz