19. 30-11-2011, Siem Reap - Phnom Penh - Ho Chi Minh

I to praktycznie już koniec wakacji.
Najważniejsze co mieliśmy zobaczyć już zobaczyliśmy. No OK, jeszcze jutro pochodzimy po Sajgonie.
Ale dziś bardzo ciężki dzień nas czeka. Wracamy do Wietnamu.

Rozkład jazdy autobusów na dzisiaj plus ceny biletów:
6:30 Siem Reap - Phnom Penh 13:00 (5USD)
13:30 Phnom Penh - 19:00 Ho Chi Minh (10USD)
Do dziś nie wiem, dlaczego autobus z Siem do Phnom jest o 2USD tańszy niż w przeciwnym kierunku....
Więc wyjazd o godzinie 6:30, na przystanku tradycyjnie należy być o pół godziny wcześniej. Tuk tuka umówiliśmy więc na 5:50 w związku z czym.... noc krótka była.
Zaopatrzeni w breakfast box'y dojeżdżamy na przystanek, śniadanko jemy na walizkach przy autobusie i jak zwykle punktualnie wyjeżdżamy. Historia podobna jak podczas jazdy DO Siem - ludzie wsiadają i wysiadają. Jakieś dziecko przed nami puszcza co chwilę pawika (przepraszam), ale generalnie fajnie jest. Tylko nudno trochę...
Więc jak nudno to pstrykam - trochę bez sensu - zdjęcia. Głównie z okna autobusu. Dziś więc dzień z niewieloma komentarzami za to ze zdjęciami wątpliwej jakości. Za to pokazującymi bardziej prawdziwą Kambodżę niż ta, którą widzieliśmy w miastach.
Na szczęście szyby autokaru były dość czyste...
Tzn. Przez pierwsze mniej więcej dwie godziny jazdy głównie śpimy. Zdjęcia zaczynam robić dopiero na krótkim postoju, w tym samym miejscu co kilka dni temu....





Jack fruit w warunkach naturalnych...




Na postoju kupiliśmy sobie bardzo fajnie ciasteczka. Po dolarze za opakowanie. Smaczne...


Do Phnom Penh dojechaliśmy przed czasem. Dzięki temu mogliśmy sobie coś zjeść w barze przy naszym przystanku. Zdjęcie tylko piwka, bo nie pamiętam, czy takie już wcześniej fotografowałem....

O 13:30 jesteśmy w kolejnym autobusie i jedziemy w kierunku granicy. Teraz już jestem wyspany całkowicie więc i zdjęć jeszcze więcej.
Na szczęście w autobusie jest niewiele osób więc możemy sobie pozwolić na zajęcie po dwa miejsca.
Na początek trochę ujęć z ulic Phnom Penh, później już "tereny zielone"...




Zwracaliście już uwagę na przewody elektryczne? Ale to chyba standard w Azji....

Sklep z buddami


A tu fabryka buddy...

Po drodze mijamy dużo domów na palach. Domy stoją na terenach zalewowych więc budowanie takich domów to jedyna możliwość, by wstać z łóżka suchą nogą ;)
Żałuję bardzo, że do takiej wioski się nie wybraliśmy. Ponoć jest możliwość odwiedzenia wiosek na palach podczas pobytu w Siem Reap. Na to też czasu nie wystarczyło. Pozostają więc zdjęcia przez szybę autobusu.


W oczekiwaniu na prom. Podobnie jak po przeciwnej stronie rzeki, tu też jest cała masa ludzi sprzedających wszystko co się da.

Doczytałem coś, o czym wcześniej nie wiedziałem.... Prom znajduje się w miejscowości Phumi Banam i leży w ciągu autostrady narodowej nr 1. Jesli to była autostrada to mam do Nas Polaków przesłanie - nie narzekajmy na nasze autostrady :)))))))




Handel kwitnie nie tylko na brzegu, ale również na promie. Ale już o tym pisałem....












 Przejście graniczne. Tym razem nie było tak łatwo jak przy wjeździe do Kambodży. Kontrola dużo dokładniejsza - z prześwietlaniem bagaży, a w moim przypadku nawet z trzepaniem mojej walizki. Panią zaniepokoiły moje filterki do kawy i koniecznie musiała je obejrzeć ;)

Do Sajgonu dojechaliśmy strasznie umęczeni. Zwłaszcza ja. Ponad 12 godzin w autobusie przy mojej długości nóg musiało dać się we znaki... Zakwaterowaliśmy się w tym samym hotelu co cztery dni temu, czyli w Vien Dong Hotel 3*. Chwila odpoczynku i wyszliśmy do miasta z planem dokonania ostatnich zakupów. Chyba za bardzo byliśmy zmęczeni, bo połaziliśmy trochę w okolicy, ja zjadłem jakąś miejscową kanapkę w KFC, później kolacja w ulicznej knajpce, w której nie za bardzo wiedzieliśmy co zamówić i powrót do hotelu.

Sam nie wiem, ale nastrój był jakiś kijowaty.
Czy to zmęczenie?
Czy żal, że to już koniec wakacji? Hm....
W hotelu herbata, piwo, ostatnie wieczorne pogaduchy i spanie.
Dobranoc

7 komentarzy:

  1. Może w jedną stronę było pod górkę, a w drugą z górki i autobus mniej paliwa spalił?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mirek, a dlaczego nie jechaliście tym "leżącym" autokarem? W Kambodży takich nie ma?!?
    I chyba nie chcesz dać do zrozumienia, że to już koniec ;(
    i tak dzięki raz jeszcze za fotki i reportaż :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no właśnie nie wiem dlaczego nie puszczają tych autobusów na długie trasy. Może kwestia ceny, tzn w normalny autobus mogą zapakować dużo więcej ludzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaa też tam chcę... tylko jak znaleźć tanie bilety ?

      Usuń
  4. ja kupowałem na http://www.amazingflying.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam pytanie jade w styczniu do Kambodży i nie wiem czy łykać Malarone czy też nie strasznie drogie leki i skutki uboczne to jest pora sucha jak tam jest z kOmarami i z Malarią jade z wycieczka nie bede w dzungli spię w hotelach prosze o radę i co z Mugg Deet na komary sprawdza sie ? trochę sie boję malarii ponoć mozna zamiast drogich leków brać doxycyklinę mój mail roma35@onet.eu prosze o radę

      Usuń
  5. odpowiedziałem na @ ale tu też wklejam, może się przyda, pozdrawiam

    Witam,
    my nie braliśmy Malarone i - szczerze mówiąc - nie pamiętam ani jedengo komara z Kambodży czy też z Wietnamu. Malarone brałem kiedyś będąc w Tanzanii, ale tam bylem rzeczywiście poza cywilizacją.
    W Kambodży, moim skromnym zdaniem, nie ma takiej potrzeby. Tym bardziej jeżeli jedziecie z wycieczka to nie podejrzewam, by ciągali Was po jakiejś dziczy...
    A Mugga? To akurat zawsze mam przy sobie, bo ma rzeczywiście działanie zupełnie lepsze niż wszelkiego rodzaju "OFF-y" itp.
    A - teraz sobie przypominam, pojedyncze komary widzieliśmy w Angkor i tak od razu spryskaliśmy się Muggą...

    OdpowiedzUsuń